odc. 5
Jak przestałam przejmować się krytyką?
Z tego odcinka dowiesz się:
- Czym jest krytyka i czy każda jest dobra?
- Dlaczego ludzie nas krytykują?
- Jak reagowałam, gdy ktoś mnie skrytykował – i co zrobiłam, by sobie z tym poradzić?
Odcinek dostępny także na:
Moja relacja z krytyką zawsze była… napięta. Nie potrafiłam sobie z nią radzić - przejmowałam się każdym słowem, analizowałam, próbowałam się dostosowywać i zmieniać.
Więc gdy moje treści zaczęły docierać do setek tysięcy osób – a pomiędzy ciepłymi komentarzami pojawiały się też te nieprzychylne – zupełnie nie wiedziałam, jak je odpuścić i nie brać tak bardzo do siebie.
W dzisiejszym odcinku mojego podcastu opowiadam o drodze, jaką przeszłam, by krytyka nie ciągnęła mnie w dół za każdym razem. O tym, czego się nauczyłam i co musiałam zmienić, by uwolnić się od analizowania i przejmowania się. Miłego słuchania!
Transkrypcja odcinka
Cześć!
mam na imię Paulina i witam Was w Kąciku wrażliwości. Dzisiejszy odcinek postanowiłam poświęcić krytyce i opowiedzieć Wam o drodze, jaką przebyłam, by tą krytyką się już tak bardzo nie przejmować. Czuję, że naprawdę jestem gotowa, by z ręką na sercu powiedzieć, że zrobiłam ogromny progres i… przepracowałam to. Więc jeśli macie taki problem – jeśli bierzecie opinie innych bardzo do siebie i jeśli przejmujecie się krytycznymi słowami, wierzę, że wyciągniecie z mojej opowieści kilka wskazówek dla siebie. Posłuchajcie…
Zacznę od tego, że odkąd pamiętam, bardzo brałam do siebie każdą usłyszaną uwagę. Każde słowo zostawało głęboko we mnie i potrafiłam jeszcze po kilku dniach rozmyślać o tym, co ktoś mi powiedział. Doszukiwałam się winy w sobie, próbowałam się zmieniać, udoskonalać, naginać, tak, by poprawić wszystko, co zostało skrytykowane. Jednocześnie bardzo bałam się robić takie rzeczy, które mogłyby przyciągnąć kolejną krytykę. Tak było aż do drugiego roku studiów, kiedy to postanowiłam założyć profil na Instagramie – wysokowrażliwa. Na samym początku zablokowałam konta wszystkich moich znajomych, żeby mieć pewność, że nigdy mnie nie znajdą i nie pomyślą sobie o mnie nic złego. Dzisiaj, przypominając sobie to, uśmiecham się do siebie. Ale wtedy tak bardzo obawiałam się krytyki, że ten krok był konieczny. Więc możecie sobie wyobrazić, jak bardzo byłam nieprzygotowana na to, że moje treści w przeciągu kilku miesięcy zaczną docierać do setek tysięcy osób. Większość z nich zostawiała oczywiście pełne ciepła i czułości komentarze, ale wśród tak dużego grona znalazły się też takie osoby, które nie były do mnie przychylnie nastawione. Mówię zarówno o zupełnie obcych osobach, które mnie obserwowały, jak i o moich bliskich znajomych.
I to właśnie moja działalność w Internecie była kamieniem milowym w mojej nauce radzenia sobie z krytyką. A w zasadzie wszystkie niemiłe, krytyczne komentarze i wiadomości, które zdarzało mi się dostawać. A ja jestem ogromnie wdzięczna za to doświadczenie i – może zabrzmi to dziwnie – ale jestem wdzięczna, że mogłam doświadczyć takiej dawki krytyki. Bo dzięki niej jestem na nią odporna.
Dla mnie kluczowe było zrozumienie, że tak naprawdę istnieją dwa rodzaje krytyki – i wcale nie chodzi mi o podział na konstruktywną i destruktywną. Chodzi o podział ze względu na to, od kogo wyszła chęć przekazania krytycznej opinii. I więc ja rozdzielam krytykę na dwie kategorie:
1 – Pierwszy rodzaj krytyki to taka informacja zwrotna.
Ma ona miejsce w sytuacjach, gdy ktoś wyraża swoją surową, nieprzychylną opinię na nasz temat, po tym, został o wyrażenie takiej szczerej opinii poproszony. Czyli – kiedy pytam “co o tym myślisz, jak ci się to podoba?” i ktoś odpowiada mi “no, słuchaj, mi się to wcale nie podoba”. Do tej kategorii przypisuję też wszystkie krytyczne oceny naszych produktów, które oferujemy odpłatnie – bo przecież nasi klienci mają prawo wyrazić swoją opinię, oczekiwania co do zakupionych rzeczy. Jako ten rodzaj krytyki rozumiem też sugestie i uwagi, które dostajemy od pracodawców – bo podpisując umowę, zobowiązujemy się do wykonywania pracy zgodnie z oczekiwaniami i wymaganiami. Nie musimy więc pytać o zdanie naszego przełożonego – on on ma prawo ocenić sposób wykonywanych przez nas obowiązków i wymagać dostosowania się do wymogów, które podał nam na rekrutacji. Ale to taki skrajny przykład z tą pracą. W nieformalnych, codziennych sytuacjach – czy ze znajomymi, czy – jak w moim przypadku – w mediach społecznościowych – ten pierwszy rodzaj krytyki pojawia się w skrócie wtedy, gdy prosimy o wyrażenie szczerej opinii, a druga osoba wypowiada się nieprzychylnie. U mnie ta krytyka bywa wtedy, gdy pytam moje Czytelniczki: “co myślicie o tym” albo “jak podoba Wam się tamto” – i one mówią, że coś jest nie tak. To jest pierwszy rodzaj krytyki. Według mnie taka krytyka może wnosić nową perspektywę i może być konstruktywna, pomocna i dobra.
2 – Natomiast drugi rodzaj krytyki to krytyka nieproszona
taka, o którą nie zapytaliśmy. Czyli na przykład, gdy spotykamy się ze znajomą, a ona nam nagle mówi “słuchaj, źle wyglądasz w tej sukience, lepiej ją zmień na taką, która cię nie pogrubia”. Albo – w moim przypadku – gdy prowadzę profil na Instagramie i ktoś zostawia mi komentarz “to, co publikujesz jest zupełnie głupie, lepiej zmień to, zmień tamto” Czyli mam tutaj na myśli wszystkie wtrącone nieprzychylne uwagi, sugestie i nieproszone rady, o które – po prostu – nie spytałyśmy, nie poprosiłyśmy. Druga osoba po prostu ma chęć podzielić się z nami swoją opinią i zaczyna krytycznie wypowiadać się na temat nas, naszego życia, naszych działań. Według mnie taka krytyka nigdy nie będzie konstruktywna. Nie ma nic dobrego w tym, że ktoś chce pokazać nam nasz błąd tak sam z siebie, albo dać nam jakąś dobrą radę do naszego problemu. Bo taka osoba mówi to wszystko ze swojej perspektywy i to, że tak bardzo chciała się z nami podzielić świadczy o tym, jak bardzo wymaga od nas zmiany.
I teraz niektórzy mogą zapytać – Czy to wszystko znaczy, że nie można mi już nic powiedzieć? Wręcz przeciwnie! Właśnie o to chodzi! Można mi wszystko powiedzieć – ja po prostu nie wszystko wezmę do siebie. Zrozumiałam, że gdy gdy byłam otwarta na każdą krytykę, wszyscy mogli po prostu przyjść do mojego życia albo odwiedzić mój profil na Instagramie – i powiedzieć, że robię coś źle. Że robię coś – z ich perspektywy – źle. Albo że powinnam robić coś inaczej. Że powinnam coś zmienić. I ja byłam wtedy gotowa, żeby się do tego dostosować. Patrzyłam na te wszystkie uwagi i porady jak na konstruktywną krytykę – krytykę, która niesie wskazówki. Otwierałam się na wszystkie sugestie i opinie, jakie inni mieli na mój temat. I byłam zmuszona coś z nimi zrobić, skoro konstruktywną krytykę powinno się uznawać za drogowskaz. Każdy mógł przyjść do mojego życia, wytknąć mi coś, a ja byłam zobowiązana się temu przyjrzeć. Dopiero, gdy zaczęłam rozdzielać uwagi na takie, o które poprosiłam i takie, które ktoś czuje potrzebę, by mi przekazać – uświadomiłam sobie, że ludzie nie zawsze krytykują, by pomóc. Czasami chcą po prostu wyrazić swoją opinię i powiedzieć, że oni zrobiliby coś inaczej (co wcale nie znaczy, że lepiej).
Bo o czym może świadczyć to, że ktoś po prostu przychodzi do naszego życia i zaczyna nas krytykować? Albo przychodzi na nasz instagramowy profil i mówi, że coś jest tak jak powinno. To tak, jakby przyszedł do naszego domu, gdzie my pięknie wysprzątałyśmy, zaprosiłyśmy go, a on nagle zaczyna nam wytykać, że tutaj dywan nie pasuje, tam obrus niedokładnie wyprasowany. Ja w rozumieniu krytyki bardzo skłaniam się ku rozważaniom psycholog Tatiany Mitkowej, która uważa, że ludzie krytykują (lub w inny sposób wyrażają nieproszone opinie o naszym życiu) – bo mają w swoim własnym życiu pewne braki. W swoim własnym życiu lub w sobie jako osobie. Najczęściej usprawiedliwiają tę swoją chęć wyrażenia takiej krytycznej opinii – chęcią pomocy lub troski. Ale tak naprawdę – mogą dzięki temu po prostu poczuć się przez chwilę lepiej, stawiając się w roli eksperta i pokazując, że oni wiedzą lepiej niż my. I uważam, że takie osoby nie są szczęśliwe same ze sobą i nie czują się spełnione w życiu. Gdyby tak było, zapewne nie przeznaczałyby czasu na skrytykowanie lub naprawę nas, a zamiast tego – inwestowałyby energię w rozwój siebie. Poza tym, osoby, które są szczęśliwe w swoim życiu, nie obracają się w niskich wibracjach jakie niesie krytykowanie innych – takie osoby po prostu nie widzą sensu w takim zachowaniu.
Więc to jest pierwsza rzecz, której się nauczyłam – że nie każda krytyka jest dobra, nie każda wychodzi ze szczerej chęci pomocy i nie na każdą muszę jakoś odpowiadać, reagować, zmieniać się czy dopasowywać. Krytyka to po prostu opinia drugiej osoby, spojrzenie z jej perspektywy. Może taką opinię mieć, może się nią ze mną podzielić, ale ja nie muszę nic z nią robić. Nie muszę wcielać jej w życie, a już na pewno nie muszę patrzeć na nią jak na prawdę.
I po tych wszystkich doświadczeniach, dzisiaj na krytykę mam takie swoje 3 słowa, które traktuję jako drogowskaz. Te słowa brzmią: pozwalam, odpuszczam, akceptuję. Pozwalam innym mieć własne opinie o mnie. Mają do tego pełne prawo i nie będę im go zabierać ani nie będę im niczego narzucać. Pozwalam, by je wyrażali. Mogą pisać mi je w komentarzach, wysyłać w wiadomościach, mogą rozmawiać o mnie ze znajomymi. Pozwalam im myśleć o mnie to, co chcą i wyrażać to, tak jak chcą. Tego nie mogę kontrolować, więc na to pozwalam, a następnie odpuszczam potrzebę zmiany tych opinii. I odpuszczam samą informację, która do mnie dociera, nie biorę jej do siebie. Dodaję taką opinię do kolekcji różnych innych opinii, które ludzie mają na mój temat, ale nie ustanawiam jej jako prawdę. Co więcej, odpuszczając, nie wzbudzam w sobie obowiązku, by cokolwiek z takimi opiniami robić. Opinie innych są… innych. Mogę je zostawić bez reakcji. A na końcu akceptuję to, że te osoby po raz kolejny mogą się nie zgodzić z moim zachowaniem. Znajoma, która mnie skrytykowała może zerwać relację, gdy się nie zmienię, a osoba, która mnie obserwowała, może przestać mnie obserwować, gdy nie ulepszę tego, co skrytykowała. Jestem na to gotowa i akceptuję to. Bo wiem, że nie żyję po to, by zadowalać innych. I jeśli ja sama czuję się dobrze z tym, co robię – i jeśli celowo nie krzywdzę przy tym innych, nie muszę się zmieniać.
I zawsze pamiętam, że nieważne, co zrobię, jak zrobię, kiedy zrobię, i tak zazwyczaj znajdzie się osoba, której nie będzie to pasować. Jest takie popularne przysłowie: jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. I zrozumiałam, jak bardzo jest prawdziwe, kiedy zaczęłam zauważać wykluczające się sugestie, które padały w komentarzach. Wycinaj z podcastu Twoje oddechy, bo rozpraszają. Zostawiaj oddechy, bo dzięki temu jest naturalnie. Mów szybciej, mów wolniej. Jest za głośno, jest za cicho… Zrozumiałam, że gdy staramy się zadowolić wszystkich wokół, zazwyczaj nie jest zadowolony nikt, a przy tym my same czujemy się kiepsko. Dlatego zaczęłam kierować się moją własną intuicją i tym, czego ja chcę, co mi się podoba. Wiem, że będą takie osoby, które odejdą, ale będzie tez mnóstwo takich, które będą mnie słuchać z przyjemnością. I na nich właśnie – i na sobie przede wszystkim – zamierzam się koncentrować. Kiedyś napisałam: “Kiedy 5 osób powie Ci coś miłego, a 1 osoba powie Ci coś niemiłego, pamiętaj, że 5 osób powiedziało Ci coś miłego. Nie musisz przekonywać do siebie tych, którzy Cię nie lubią. Możesz zadbać o tych, którzy Cię kochają.” I… zauważcie, że zazwyczaj tak właśnie jest, że tych krytycznych słów jest tylko kilka procent, ale tak bardzo się im poświęcamy i przejmujemy, że zapominamy o całej masie dobrych słów, które dostajemy. I może dla tych z Was, do których nie przemówił mój podział na dwa rodzaje krytyki, będą ważne te słowa – że skupiając się na krytyce, nie szanujemy tych, którzy nas wspierają i kochają. A przede wszystkim – nie szanujemy samych siebie. Które staramy się, pracujemy, tworzymy, a tu nagle przychodzi ktoś i zabiera nam to spełnienie swoją krytyką. Wcale nie musimy na to pozwalać. I mam nadzieję, że zainspirowała Was ta moja droga – od osoby, która przejmowała się każdym złym słowem – do osoby, która śmiało nagrywa swój podcast, dzieli się swoim zdaniem i mówi, że opanowała radzenie sobie z krytyką. Wierzę, że pokazałam Wam, że można to przepracować, można zacząć od zera i dojść do całkiem fajnego miejsca. Postarajcie się po prostu zauważać, skąd wychodzi u innych ta ich krytyka. Bo czasami takie krytyczne słowa mówią wszystko o osobie, która je wygłasza, a nic o nas. W tej drodze wesprze Was też praca nad samooceną, poczuciem własnej wartości i nad tym, by być swoim własnym wsparciem.
W temacie krytyki przygotowałam również artykuł z 5 wskazówkami, jak lepiej sobie z nią radzić – możecie go przeczytać TUTAJ. Zajrzyjcie też do mojej Biblioteki darmowych materiałów, w której czeka na Was lista 10 odpowiedzi na krytykę. Może akurat będzie dla Was pomocna.
I pamiętajcie, by przez ten cały czas, kiedy się uczycie sztuki asertywności, być dla siebie dobrą i wyrozumiałą. Bo Kącik Wrażliwości może istnieć w Internecie jako czuły podcast o emocjach, w naszych domach jako przytulny kąt, gdzie zaszywamy się z dobrą książką. Ale przede wszystkim kącik wrażliwości może istnieć w naszych głowach – jako miejsce pełne wyrozumiałości i dobra dla samych siebie. I do tego właśnie chciałam Was dzisiaj zachęcić – by w swojej własnej głowie zrobić przestrzeń dla zrozumienia i czułości – do siebie, swoich emocji i wszystkiego, co w nas. Bo życie jest przecież zbyt krótkie, by nawet przez jeden dzień być niemiłą dla samej siebie.
Załóżmy, że w kinach wyświetlono film. Znajdzie się zawsze kilka osób,którym się on nie spodoba i wyrażą swoją opinię na ten temat. Wszystko co odbywa się w przestrzeni publicznej podlega obserwacji, ocenie i krytyce. Mówi o tym nawet stare porzekadło „Jak nie potrafisz, nie pchaj się na afisz”. Osobiście uważam, że każda opinia niesie ze sobą informację, nawet jeśli jest to niekonstruktywna krytyka, zawsze zastanawiam się, jakie jest drugie dno tej wypowiedzi. Może ktoś skrytykował moją sukienkę bo np wywyższam się albo wiem lepiej i jestem z tym nieznośna? A może faktycznie w innym modelu wyglądałabym lepiej?
Uważam, że każda osoba działająca publicznie musi liczyć się z krytyka i wziąć to w koszt.
Nie wszystko, o czym piszesz, jest tym, z czym się nie zgadzam – o wielu elementach mówię w odcinku. Tak, każda osoba jest narażona na krytykę, ale nie ma obowiązku ani jej przyjmować, ani nawet słuchać. Tak jak osoba, która ma prawo napisać krytykę – ona również ma prawo tej krytyki nie przeczytać. I pewnie, każdy ma prawo do własnej opinii, ale nie zawsze jest odpowiedni moment, by ją wyrazić. Najczęściej warto ją zatrzymać dla siebie i zamiast próbować naprawić innych, naprawić własne życie, bo jeśli masz ciągoty do oceniania i krytykowania, to znaczy, że w Twoim życiu nie wszystko jest na swoim miejscu.
Takie jest moje zdanie, ale jeśli masz inne – szanuję!
Pragnę zauważyć, że pani Mitkova nie jest psychologiem. Kiedyś w internecie funkcjonowała pod nazwiskiem męża, ale jak wylało się szambo o tym, że jest plagiatorką (i to co mówią prawdziwi psychoterapeuci w Rosji (np. Michaił Labkovskiy) tłumaczyła na polski i podpisywała się pod tym) to zmieniła nazwisko w mediach. Wydaje mi się, że tutułowanie jej jako psychologa jest robieniem jej reklamy, bo jeszcze ktoś naprawdę pomyśli, że jest ona specjalistą i ma doświadczenie. Żeby nie rzucać słów na wiatr każdy może do niej napisać i poprosć o dyplom plus zaświadczenie o stażu pracy jako psycholog (lista placówek).
Nie słyszałam takich opinii, ale nie jestem od rozliczania ani sądzenia innych – natomiast mam nadzieję, że wyciągnęłaś/wyciągnąłeś z tego odcinka coś wartościowego, bo taki był mój cel. Pozdrawiam!
Nie interesuje mnie jakie ma wykształcenie Tatiana Mitkowa.Jej praca jest doceniana przez wiele osób,którym pomaga, również mnie bardzo pomaga zrozumieć postępowanie osób i lepiej funkcjonować w środowisku.
To się powinno liczyć dla ogółu a nie to, że lekarze psychiatrzy przepisują tylko leki, które wyniszczają organizm a nie pomagają wyjść z depresji, lęków itp.